Forum opowiadania Strona Główna


[F] Zaczynamy... a może kończymy...

 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Czw 20:20, 01 Maj 2008    Temat postu: [F] Zaczynamy... a może kończymy...

:hamster_attention: To może tak do wstępu... hm... nudziło mi sie.. Wyrwane z kontekstu.. takie no... sami zobaczcie :p

Zaczynamy… a może kończymy…

Jadłam kolejne czerwone jabłko, kiedy podbiegł do mnie Ataraxe, wierzchowiec podarowany mi przez demona zwanego Eclipse. Twierdził, że z konia lepiej dowodzi się grupą, najlepiej jeszcze będąc na jakimś wzgórzu. Ataraxe to nie byle jaki koń. Jest jednorożcem o gniadej maści, złotych, mądrych oczach i długiej brodzie przedzielonej białymi pręgami, świadczącej o wysokim doświadczeniu zwierzęcia i nieodpartej mądrości.
Siedziałam pod jabłonią i rozkoszowałam się smakiem jej owocu. Tym samym zamykając oczy by choć na chwilę spróbować się odprężyć. Zwłaszcza, że Eclipse powiada, że relaks to sposób na dobre samopoczucie. Nie mogłam jednak skupić się na beztrosce, moje oczy nie mogły oderwać się od płynnych ruchów Ataraxa. Od jego pięknej sylwetki, zdrowej, błyszczącej sierści i spojrzeniu, które wydawałoby się, ukradł jakiemuś mędrcowi...
Podszedł do wodopoju niby po to, by zaczerpnąć świeżej wody. Jednak przeglądał się w tafli, spokojnej, stojącej wody.
Dzień był dziwny. Wszędzie było szaro, nigdzie nie było widać słońca, a jedynie gęste kłęby chmur zawieszone na niebie. Dnia owego nie było ze mną Eclipse. Zawsze mi towarzyszył, jednakże tego dnia miał jakieś pilne wezwanie do Władcy Demonów.
- Ataraxe! - zawołałam nagle.
Zanim podszedł najpierw spojrzał w moją stronę, jakby chciał sprawdzić, kto go woła, potem pewnym krokiem podszedł do mnie. Schylił łeb ku mnie i pytającym wzrokiem spojrzał mi w oczy.
- Coś się stało? - spytał po chwili.
- Oho! To mi się wierzchowiec trafił gadający - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie jestem zwykłym jednorożcem - powiedział tajemniczo. - Mam w sobie krew demona. Jestem jednym z tych mądrzejszych koni...
- Rozumiem - powiedziałam beznamiętnie. - Chcesz jabłko...? - Spytałam podstawiając mu pod nos jabłko, które trzymałam w ręce. Ataraxe chwycił delikatnie zębami poczęstunek i w mgnieniu oka schrupał go, jakby dla niego to było nic, tylko taka zakąska. Ja nie czuję głodu, ale tak mi się wydaje, że gdybym czuła głód, zapewne jabłko było by dla mnie czymś całkiem sytym.
Ataraxe położył się przy mnie. Wyglądało na to, że znudziło mu się krążenie w tę i we w tę.
- Jak tam przygotowania do walki? - spytał nagle. - Szczerze mówiąc, cieszę się, że nie będę brać udziału w bezpośrednim starciu, tylko stał z tobą na jakimś wzniesieniu. Tak jakoś, nie chciałoby mi się jeszcze kończyć życia w pysku jakiegoś, parszywego smoka.
- Nie mów tak o smokach - uśmiechnęłam się opierając o drzewo. - To całkiem ciekawy przeciwnik, taki duży gad ziejący ogniem, inteligentny jak dwunożny i potrafi czarować. Całkiem to zaradne, ale bycie smokiem zapewne ma też swoje minusy.
- Oho, znawca smoków się znalazł - zarżał cicho Ataraxe.
- Nie wiem skąd, ale skądś wiem takie rzeczy - powiedziałam przytykając palec do ust w geście zastanowienia.
- A' propos walki... kiedy to wszystko ma się zacząć? - spytał.
- Cóż... nasi wrogowie, nie wiedzą ani gdzie jesteśmy, ani jaki jest stan faktyczny naszych armii...w ich skład wchodzą niezwykłe demony... ale na ich nadejście trzeba poczekać jeszcze tydzień. Wtedy nasze siły będą niewyobrażalne...

~~~***~~~

Nadeszły obiecane armie i jeszcze więcej jednostek...wyglądało na to, że tak masa całkowicie wystarczy. Który demon bałby się paru smoków i ich popleczników? Niedorzeczne... tak niedorzeczne jak to, że od niedawna czuję coś takiego jak... rozdwojenie jaźni. Głos, który znany mi skądś od dawien dawna, który coś mi podpowiadał... sama nie wiem do końca o co mu chodziło. Istny psychodelik, który penetrował i niszczył mój spokój i umiłowane opanowanie. Śmiałam się z zadawania komuś bólu, jakby na złość temu głosowi.Jakbym chciała go zabić. Tak przecież, bez niego, było lepiej. Nie potrzebna mi stara poczciwina, która wykorzystuje swój potencjał dla innych. Dając się poniewierać i wykorzystywać do cna. Ten, kto daje się wykorzystywać, zostanie wykorzystany do cna, a przyjaciele o których "on" mówi, to zwykła strata czasu. Przyjaźń, miłość... żałosne, nietrwałe uczucia dające przez chwilę siłę bu się dla kogoś poświęcić. Tylko po co? Skoro i tak o tobie później świat zapomni? Bo wiecie... Bohaterstwo - nie jest trudno zdefiniować to słowo.Trudniej jest poddać się mu w praktyce. Życie śmiertelnika jest zaiste dziwne. Daje się porwać rzece i zabijać, tylko dlatego by poczuć coś więcej niż błogi spokój. W końcu chwila tak błoga odbierająca oddech. Ale niepamięć zabija tych, którzy żyli wszystkie te lata w sercach ludzi. Nie liczy się już ten,który walczył za marzenia innych, choć podobno nie o pamięć chodzi... niby o coś więcej. Ale któremu duchowi nie robi się przykro, kiedy zostaje nagle zapomniany przez bieg historii i niewdzięcznych śmiertelników? Zostają jedynie ich nazwiska na kartach historii, jako ci,którzy użyźnili swoimi ciałami glebę dla dobra innych.
- Nie wolno ci tego zrobić! - mówił ten głos.
- A co cię to obchodzi w ogóle? - odparłam.
- To są moi przyjaciele - znów coś tam mamrocze.
- Przyjaciele? Zdaje się, że o tobie zapomnieli - mruknęłam.
- Jestem innego zdania... - szepnął.
- Heh, to jak wytłumaczysz fakt, ze nawet nie zadali sobie trudu by ciebie odnaleźć - rzuciłam oschle. - Przejrzałam sobie wszystko, wszystkie twoje wspomnienia. Wygląda na to, że wiele razy im pomagałaś, i to nawet niedawno pomogłaś się wydostać z naszych baz. I na co to komu?
- Oni... pewnie... byli zajęci... - szeptał skruszony głos. - Mają.. dużo na głowie...
- Ty się lepiej o siebie martw, a nie o innych. Sama widzisz jak cię wycyckali- uśmiechnęłam się szyderczo. - Nie znam ich, ani żadnych uczuć jakimi ich darzysz, ale dam ci pewną radę. Skończ z tym. To chyba przez nich jesteś tym czym jesteś? Poza tym, jesteś tak inteligentną osobą... zupełnie jak ja. Nasza siła razem, jest niepokonana! Gdyby złączyć nasze umysły... nawet samą Walhallą byśmy rządziły.
- Może... i masz rację... - łkał głos.
- Widzę, że łeb masz mocny, ale serducho... słabiutkie. Wystarczy nutka zwątpienia a ty już nikomu nie ufasz.
- Cóż... bywa i tak...
- Widzę, że pamięć wraca nam obu - uśmiechnęłam się. - Ja demon i ty smok, niema lepszego duetu... zaiste, przedziwna z nas banda...

****

Nadszedł już czas na starcie. Bezbłędnie znalazłyśmy miejsce gdzie koczowały armie. Wszystko dzięki zdolnościom shinigami*, o których dowiedziałam się już wcześniej, i pamiętliwości smoczycy Kurai. Skryłyśmy się w pobliskich krzewach i obserwowałyśmy całą sytuację. Moje armie warowały pod ziemią, w pobliskim jeziorze, skryły się w cieniu, w drzewach a nawet w powietrzu. Przybrały niematerialne formy by lepiej się skrywać. Nagle spojrzałam na wodę i pomyślałam "wyłaź". Woda w jeziorze, mimo iż był wiatr, stała w miejscu. Jak złowróżebna bryła, będąca niepokojąco cicho.
- Nie sądzicie, że woda w taki dzień powinna inaczej się zachowywać? -zauważyła nagle wodna smoczyca. Dzięki Kurai, dowiedziałam się iż była to Gajko. Nagle zaczęło bulgotać, a z pod tafli wody dało się zauważyć trzy cienie, które nagle wyłoniły się z wody jako trzy łby hydr, które w złości zaczęły atakować armie Fortecy. Kolejne Gargulce i Nagi ginęły w jej paszczy. Smoki próbowały ją powstrzymać, ale póki ja trzymałam nad hydrą swoją moc nic jej nie mogło sie stać.
- Co jest?! - zawarczał jakiś smok chaosu, który był z nimi. - Już zaczęli atak?!
Kurai podpowiedziała iż był to jej partner imieniem Blade.
-Na to wygląda - powiedziałam nagle a mój głos poniósł się po całej okolicy. Nagle wszelkie oczy i języki poruszyły się w obawie. Śmiejąc się wyszłam z ukrycia ze stoickim spokojem na twarzy. Trzymałam w ręku moją kosę.
- K...Kurai - powiedziała nagle czarna smoczyca, przywódczyni tego zbiegowiska.Nagle rzuciła się na nas. Podstawiłam jej więc kosę pod gardło i odepchnęłam od siebie.
- Co ty wyprawiasz?! Chciałam cię jedynie przytulić! Wiesz jak myśmy się o ciebie martwili? - zawarczała.
- Nie znam cię - powiedziałam chłodno. - Pierwszy raz cię na oczy widzę.
Smoczyca cofnęła się i popatrzyła pytająco na swych towarzyszy.
- To ma być Kurai? - spytał smok chaosu.
- Tak się ostatnio przemieniała... - odparła.
- Ech... ja nie wiem, co ty w nich widzisz smoczyco! - rzuciłam do głosu. -Dość tego!
- Przestań demonie! - zaskrzeczał bezsilny głos.
Wtedy stuknęłam kijem kosy o ziemię, na który rozkaz z ziemi nagle wyskoczyły zjawy i demony. Z lasów posypały się demony i u mojego boku stał Kurogane.
- Kurai! Ty zdrajczyni! - krzyczała jakaś kryształowa smoczyca. Nie wiedziałam o co im chodziło, przecież pierwszy raz ich widziałam.
- A... ale... - szeptał zasmucony głos.
- Heh, mówiłam ci chyba, że nie ma sensu sobie nimi głowy zawracać - zaśmiałam się do głosu.
Zaczęła się krwawa walka. Lisze rzucały potężnymi zaklęciami. Wielu rozsypało się jak popiół. Smoki podziemi rzuciły się na armie bastionu. Obserwowałam wszystko z konia, będąc dalej na wzgórzu. Od czasu do czasu kogoś ciachnęłam kosą. Tytani miażdżyli wszystko. Sylfidy wirowały na wietrze i dusiły swych przeciwników. Trup leżał na trupie. Krew lała się strumieniami.Nagle coś chwyciło mnie za nogę i ściągnęło z wierzchowca. Ataraxe został odepchnięty przez tą czarną smoczycę.
- Ataraxe! - zawyła Kurai.
Chwyciła za moją szatę i przybliżyła moją twarz do swojego pyska. Warczała na mnie ze wściekłością.
- No co jest smoczyco? Nie zabijesz mnie? - rzuciłam.
- Jak mogłaś?! Ty, która nam tak mądrze udzielała rad i nas pouczała! -warczała.
-A co ja mogę? - spytałam kładąc dłonie na jej smoczych rękach i zaczęłam po kryjomu wysyłać do nich fale swojej energii.
Smoczyca popatrzyła na mnie dziwnie, nagle jednak mnie puściła i zleciałam na ziemię. Spojrzałam jej w oczy i użyłam mojego zaklęcia iluzji. Pozwoliłam jej zobaczyć własną śmierć.
- Ja... nie boję się śmierci! - Zawyła nagle.
-Głupia... przecież wszyscy boją się śmierci - uśmiechnęłam się do niej szyderczo. - Każdy śmiertelnik, kiedyś życie kończy choć, co nie bardzo mu to wychodzi, próbuje odwlec to co nieuniknione.
- Czemu jej to pokazujesz?! - wściekła się Kurai.
- Uwalniam cię od nich...
Nagle Kurai klasnęła w dłonie a niebo zaszło ciemnymi chmurami. Rozpętała się burza, lał deszcz i wiał silny wiatr. W mgnieniu oka uczyniłyśmy śnieg i grad, który stał się wielkości arbuza. Nagle z lasu wyłoniła się armia nieumarłych rycerzy i mistrzów mroku, którzy szarżowali na swych wierzchowcach z taką siłą, jak jeden wielki pocisk. Za nimi wyleciały Zmory i pokrewne im Kikimory. Biesy rzucały się na miedziane smoki. Wtedy przyleciał Żmij. Potężny stwór podobny do smoka, ale był on demonem jednym z najwyższej rangi. Walka zaiste wyrównana i krwawa, choć pod osłoną naszych czarów, nasze armie miały o wiele wyżej sięgające możliwości.
- I jak to jest być wolną, zimny umarlaku? - spytałam głosu.
- Nie mów tak... na świecie wcale nie jest tak szaro, spójrz na niebo - odparł głos. Popatrzyłam w wyznaczone miejsce, na niebie widniała kolorowa tęcza.
- Demonie... - szepnął nagle głos.
- Tak?
- Ja... chcę potem odejść... - powiedział zasmucony głos.
- Dokąd?
- Do miejsca gdzie już dawno powinnam być... za długo byłam razem z tobą...
- Czemu nie chcesz iść ze mną? - spytałam.
- Bo, zmęczyłam się, jakoś tak dziwnie... pozwól, że po tym wszystkim, zasnę... Nie jestem już jedną z nich, w sercu noszę zdradę i taki jest właściwy stąd. Moja dusza nie może tu więcej przebywać. Kiedyś ktoś też mnie zdradził i zniszczył wiarę w świat... A teraz...chce mi się... spać...

~~~***~~~

Nasi przeciwnicy zaczęli zyskiwać przewagę, mieli w zanadrzu jeszcze wiele jednostek. Potrafiłybyśmy się temu przeciwstawić, jednak Kurai zaczynała się zatrzymywać. Tak jakby broniła swych przyjaciół. Denerwowało mnie to strasznie. W rezultacie doprowadziło to do całkowitej porażki. Liczyłam na coś więcej z jej strony. Żądzę krwi i zabijania połączoną z boskim intelektem. Jednakże była głucha na moje wezwania i tak zostałyśmy pokonane. Mogłam jeszcze wyjść z tego zwycięsko na oczach jej przyjaciół. Pełen bólu monolog z głosem Kurai uwieńczony był krwistymi łzami. Postanowiłam więc wypełnić jej ostatnią wolę i zabić. Tak, byłam jedyną osobą, zdolną do tego. Wyciągnęłam wiec kosę i na oczach jej przyjaciół wbiłam jej ostrze w tętnicę szyjną. W poczuciu bólu traciła powoli siły. Jej ciało na przemian było smocze z ciałem shinigami. Tak, to ja zabiłam to niezniszczalne ciało. To mnie udało się dokonać takiej rzeczy. Byłam dumna z siebie widząc przerażone spojrzenia jej przyjaciół. W ich oczach, Kurai popełniła samobójstwo, podczas gdy została tak sprytnie zamordowana. Uleciałam szybko z tego miejsca by zagnieździć się w innym ciele. Dalej, nie obchodziło mnie zbytnio co działo się z ciałem Kurai i jej duchem. Mimo to, czułam jakąś przedziwną pustkę... Kurai odeszła na zawsze. Gdybym miała listę bohaterów, na pewno zapisałabym na niej właśnie jej imię. Heh, głupia zginęła za przyjaciół. Choć nikt się nigdy o tym nie dowie...
________________________
*Shinigam* - z jap. bóg śmierci, przychodzący od czasu do czasu na ziemię by zabijając kogoś przedłużyć sobie życie.
________________________
No cóż... nie zjedzcie mnie :hamster_frozen: jeśli już grzecznie i spokojnie szturchajcie patykami...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aiko, the Mad Hatter dnia Wto 11:08, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Miniatury Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin