Forum opowiadania Strona Główna


[K] "Pan Gwóźdź musi odejść!" - tragikomedia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Teksty niezakończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Sob 16:31, 25 Sie 2007    Temat postu: [K] "Pan Gwóźdź musi odejść!" - tragikomedia

Pan Gwóźdź musi odejść! cz. 1

Wstęp

A oto tragiczna komedia Pana Gwoździa :hamster_idea: Mam wyjątkowo płytką nadzieję, że komukolwiek się spodoba.
Cały dramat i tragizm Pana Gwoździa jest tak absurdalny i niedorzeczny, że aż realny. Dosłownie pokazany świat, bez jakiegokolwiek zatajania. Raz głęboko, a raz zupełnie komicznie, raz smutno a raz wesoło. Oto opowieść o Panu Gwoździu. Sami stwierdźcie ile tu jest prawdy a ile nie i wysnujcie wniosek jaki ten nasz Pan Gwóźdź w końcu jest...

Występują (ludzie):

- Pan Gwóźdź
- Kot (papuga)
- Panna Śrubka
- Pani Szpilka
- Ojciec Panny Śrubki

Czas i miejsce Akcji:

XIX w. miasto Zaplecze dolne

"Oto historia z kantem, co podwójne ma dno. Gdyby napisał ją Dante, to nie tak by to szło..."
_________________________________________________________
Pan Gwóźdź jak każdego ranka spacerował sobie po mieszkaniu. Flanelowy szlafroczek i pluszowe kapcie w króliczki nadawały mu wyraz wyjątkowo potulnego człeka, jakim z resztą był. W jednej z dłoni trzymał kubek gorącej, mocnej kawy i raz po raz ciągnął łyk za łykiem... Co chwilę poprawiał szlafmycę, która uporczywie trzymała się nosa Pana Gwoździa.
Krążąc po domu zwrócił uwagę na ledwie tykający zegarek ścienny, który miał w zwyczaju śpieszyć się o godzinę. Do tego jego wskazówki lubiły chodzić odwrotnie do wskazówek zegara. Już dawno miał zanieść go do zegar mistrza, ale bał się, że wtedy będzie musiał wydać na niego mnóstwo pieniędzy.
Pan Gwóźdź stanął na palcach i zbliżył się do tarczy zegara.
- Co ja ma z tobą zrobić? - spytał czasomierza.
- Tik-tak, tik-tak - odparł zegar.
- No, nie wiem, dużo pieniędzy to będzie kosztować. - zadarł nos ku podłodze Pan Gwóźdź.
- Bim-bam-bom, bim-bam-bom, tik-tak - rzekł zegar na co Pan Gwóźdź się szyderczo uśmiechnął.
- Masz rację, kurde masz rację, zegarku! - powiedział Pan Gwóźdź i ściągnął zegar ze ściany. - Na nowy zegar wydam o wiele mniej niż na naprawę ciebie!
- Tik-tak, tik-tak...
Pan Gwóźdź będąc człowiekiem litościwym, wrzucił zegar do śmietnika.
- Tik-tak... - odparł zegar po czym wyleciała z niego ciężka, aluminiowa ptaszynka - Dobranoc! - rzuciła.

Pan Gwóźdź usiadł wygodnie w miękkim, betonowym fotelu przed telewizorem. Ale stare pudło, które kupił wczorajszego wieczora, nie chciało się włączyć. Pan Gwóźdź stanął na równe nogi i klnąc pod nosem poszedł do łazienki.
Odkręcił kurek, bo chciał się choć troszkę obmyć. Z kranika wielkości ogórka, zaczęła lecieć brązowa woda, pachnąca ściekami. Pan Gwóźdź nabrał nieco cieczy do kubka i płucząc w ciurkiem lecącej wodzie szczoteczkę, nałożył na nią nieco pasty do zębów.
Pan Gwóźdź szorował zęby z takim zapamiętaniem, jakby następnego dnia miałby to powtórzyć. Tarł włoskami szczoteczki zęby z taką mocą, że po chwili cztery zęby zaczęły się ruszać. Nabrał wody do młodych, spierzchniętych ust i wypluwając czystą ciecz z pianą, pozbył się owych czterech zębów.
-Cholera - rzucił Pan Gwóźdź. - Przez noc odrosną, a po te przyjdzie wróżka zębuszka. Przynajmniej wdowi grosz zostawi.

~~~~~****~~~~~~

Pan Gwóźdź raczył się świeżym, miejskim powietrzem, mieszającym się ze spalinami samochodowymi i lekkim smogiem z kominów małych przedsiębiorstw, działających na skalę światową. Głównie byli to zatwardziali ekolodzy, pragnący jak najdrożej sprzedać rezerwaty przyrody bogatym inwestorom, którzy obiecują, że nie będą straszyć jelonków. Siłą rzeczy wjeżdżają potem do owych rezerwatów buldożerami...
Pan Gwóźdź był jednym z tych ludzi, który się tą sprawą przejmowali. Czytał o tym gazety, które potem i tak wyrzucał do śmietnika z odpadami chemicznymi i spożywczymi.
Z pewnością był też jedną z najbardziej towarzyskich osób w całym mieście.
- Dzień dobry, Panie Gwoździu! - uśmiechnęła się staruszka, przechodząca obok. Pan Gwóźdź, grzecznie raczył ominąć ją szerokim łukiem i dać sobie spokój...

Cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aiko, the Mad Hatter dnia Wto 11:45, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishi Tayo
Uczniowie



Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Sob 16:44, 25 Sie 2007    Temat postu:

ja to się boję Pana Gwoździa :hamster_dies: przerrażający zimny... no bo w końcu z metalu :D dawaj jak najszybciej następną część ! chcę się śmiać z jego niedoli :hamster_evillaugh: :hamster_evil: hahahaha!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Sob 17:08, 25 Sie 2007    Temat postu:

Pan Gwóźdź musi odejść! cz. 2

Co z tego, że z wieczora całe miasto dławi się w fetorach. Ważne, że jest żużel, chleb, kiełbasa... no i oczywiście Pan Gwóźdź, który swoim zwyczajem wieczorami chodził do spożywczo-monopolowego na przeciw betonowej, odrestaurowanej, sypiącej się kamienicy, w której mieszkał. Tego jednakże wyjątkowego wieczora, który niczym się nie różnił od poprzednich, Pan Gwóźdź przechodził koło sklepu zoologicznego. Jego na co dzień wyłączona spostrzegawczość, porównywana do spostrzegawczości królika, spostrzegła papugę siedzącą w klatce.
- Dzień dobry - zaskrzeczała.
- Czego? Wieczór mamy - odparł grzecznie Pan Gwóźdź.
- Kup żwirek! Kup żwirek dla kota! - upierała się papuga.
- Ale ja nie mam kota!
- Kup żwirek! Kup żwirek!
- Po co mi żwirek?
- Dla kota...
Zmęczony twórczą konwersacją udał się do spożywczo-monopolowego po colę dwunastoprocentową i chlebek, który świeży był rano. Jak na ironię, chleba już nie było, tak więc Pan Gwóźdź uraczył się skromnym ciastem śliwkowym.
Wychodząc ze sklepu, znów spotkał papugę.
- Panie! Kup pan żwirek! Dla kota!
- Ale już ci mówiłem, nie mam kota!
- To kup pan kota, a potem opchnę panu żwirek!
- A po co mi to?
- Żeby mieć żwirek! Żwirek dobry dla kota!
- Ale ja nie chcę kota! Nie lubię kotów.
- Ale ten żwirek wcale kotem nie śmierdzi!
- Nie o to chodzi papugo!
- Nie jestem papugą! - rzuciła tajemniczo papuga, chcąc zdradzić tajną wiadomość, swojej tożsamości - Ja jestem... kotem!
Pan Gwóźdź totalnie zbity z tropu wszedł do sklepu zoologicznego, aby kupić kota...
Kot miała zielone pióra, czarny, wielki dziób i wielkie czekoladowe oczy. Sama w sobie Kot, była wielkości szczura z ogonem. Kot siedząca w klatce, niesionej przez Pana Gwoździa wesoło pogwizdywała, wyśpiewując w ten sposób Marsz żałobny na przemian z weselnym. Od czasu do czasu czyściła piórka i nie poradnie drapała się po głowie łapką.
Pan Gwóźdź ostrożnie rzucił klatką o podłogę, która nie wiadomo z jakich przyczyn otwarła się, a Kot wyleciała z drucianego domku. Latała po mieszkaniu jak opętany kleryk, po czym ciężko przysiadła na wieszaku.
- A kupił pan żwirek dla kota? - spytała ironicznie posępnie spoglądając na Pana Gwoździa słodkimi oczkami.
- Cholera... - rzucił przyjaźnie Pan Gwóźdź, po czym poszedł szukać pod poduszką pieniędzy od wróżki zębuszki.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishi Tayo
Uczniowie



Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Sob 17:36, 25 Sie 2007    Temat postu:

druga część wymiata xD bomba
widzę, że spodobał się tobie mój pomysł z oksymoronem xD tylko nie używaj go zbyt często, żeby moja powiastka nie straciła na oryginalności :D chociaż ona jest tak durna, że oryginalniejszej od niej po prostu nie ma ...:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Sob 17:38, 25 Sie 2007    Temat postu:

Kocham świat absurdu i niedorzeczności xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yuri
Uczniowie



Dołączył: 06 Cze 2007
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Sob 17:39, 25 Sie 2007    Temat postu:

Dawaj następne części, Pana Gwożdzia! To jest najczystsza, najprawdziwsza, najtragiczniejsza! tragi komedia jaką kiedy kolwiek czytałam. hehe ()oczywiście nie można ominąć wspaniałego kota który w cale nie jest papugą..hehe..jest BOMBA!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Nie 20:54, 26 Sie 2007    Temat postu:

Pan Gwóźdź musi odejść! cz. 3

-Kup pan żwirek, kup pan żwirek! - skrzeczała cicho kot. - Panie, kot chce żwirek, kup pan żwirek.
-Poleć sama po żwirek.
-Kot nie trafi. Idź pan kupić żwirek dla kota!
-Słuchaj Kot. Nie mam teraz czasu na kupienie ci żwirku. Mam tyle czasu, że muszę pomyśleć co z nim zrobić, a to długo może potrwać. - rzekł obojętnie Pan Gwóźdź.
Kot zaczęła latać po wielkim mieszkanku, zgrabnie obijając się o ściany i szafki, wydając z siebie ciche: "AŁA!!!" Pan Gwóźdź coraz to bardziej się obawiał, że kupił wadliwego kota z mnóstwem zalet, takimi jak utrata orientacji w terenie i gatunku. Chociaż mimo to, Kot zdawała się dobrze bawić obijając się po domu.
-Kup pan żwirek! - zaskrzeczała rozbawiona Kot.
-Przestań niszczyć mi panele ścienne! - rzucił cicho Pan Gwóźdź. -Usiadłabyś, a nie ciągle latasz w tę i we w tę. Wleź wreszcie, łaskawie do tej cholernej klatki!
-Ależ panie! Co pan majaczy - kłóciła się Kot. - Koty nie latają! Ja skaczę od paneli do paneli, od framugi do framugi i od progu do progu...
-Zdaje się, że zrozumiałem - przerzucił oczyma Pan Gwóźdź. - Wleź zatem do klatki!
-Ależ panie! Co pan pleciesz?! Czy ja tygrys jestem, żeby siedzieć w klatce? A może pan jest weterynarzem? Jak tak, to ja przez okno, "hop!" na cztery łapki!
-Pal licho klatkę! - uśmiechnął się rozgniewany Pan Gwóźdź. - Przydało by ci sie w takim razie łóżeczko i żarcie dla kota.
-Ale ja nie jestem jak wszystkie koty... - mruknęła tajemniczo kot. - Bo wie pan... ja nie lubię konserw dla kotów, a w łóżeczkach się niewygodnie śpi... sierść się gniecie, a potem trudno skakać... Wystarczą ziarna i drążek... Ale...
-Czego jeszcze chcesz kocie?!
-...kup pan żwirek!

Pan Gwóźdź, należał do grona ludzi cierpliwych, dlatego też powoli, energicznie zarzucił na siebie płaszcz i delikatnie trzasnął drzwiami, kiedy wychodził z domu. Zbiegł powoli po schodach, bowiem Pan Gwóźdź należał do osób ostrożnych. Wyszedł z klatki schodowej i pomaszerował w stronę sklepu zoologicznego. Wyjątkowo jaskrawy napis na drzwiach "Zoo raj" nie zwracał w ogóle uwagi Pana Gwoździa. Chwycił za klamkę i nacisnąwszy pchnął drzwi. Zadźwięczał mu w uszach niemelodyjny i nie przyjemny dźwięk dzwonka obwieszczającego nadejście gościa.
Zza lady wyskoczyła wtedy nie za wysoka piękność, zwana przez miejscowych Panną Śrubką - podobno uwielbiała wkręcać swoich klientów i nie tylko ich... Oczy miała koloru srebrny metalik, włosy niczym chaber, a pachniały błękitnym lotosem tak mocno, że zapach roznosił się po całym sklepie i nie dawał znaku zalatujących karm dla zwierząt. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do swojego klienta zacierając ręce, mając nadzieję na grube pieniądze. Wiedziała co mówiło się o Panu Gwoździu, bogaty choleryk, sknera, ale jeśli już coś kupował to kupował to co najdroższe sądząc, że dany produkt będzie najlepszy.
- Dzień dobry - rzuciła grzecznie. - W czym mogę służyć?
- Jakąś karmę dla papug, byle najlepszą i najbardziej zachwalaną! - odparł ze stoickim spokojem.
- Rozumiem, że inwestujemy w pupila?
- Nie... nie chcę by padł po kilku dniach. Kosztował dużo. Po co więc mam wyrzucać pieniądze w błoto?
- Och... - przewróciła oczyma - dam panu Purino, to dobra firma, ale dość droga... Na pewno pan chce?
- A co się głupio pytasz? Płacę - wymagam!!! - oburzył się.
- Ale ja tylko staram się doradzić... niech pan zachowa spokój... - szepnęła skruszona.
- Przestań trzepać ozorem tylko podaj mi tę karmę!
- Dobrze... a mogę jeszcze się spytać jak duża jest pańska papuga?
- Jak szczur.
- Jak szczur?! Kupił pan kota? Tą głupią papugę? - przeraziła Panna Śrubka. - Kto ją panu sprzedał?
- Pani ojciec, Panno Śrubko!
- Ech... on już nie jest przy zdrowych zmysłach - skłoniła się utkwiwszy wzrok w podłodze. - Jak pan chce, może pan zareklamować zwierzaka, wymienimy go na zdrowego...
- A on jest chory?
- Nie zauważył pan? Przecież Kot myśli, że jest kotem, to nie normalne!
- Najwyżej będzie łapała myszy i szczury. No i ma ten plus, że przynajmniej mówi czego chce. Może dlatego jej nie zamienię...
Panna Śrubka pakując karmę do siatki, z ciekawością przyglądała się Panu Gwoździowi. Przeszło jej nawet przez myśl, że gdyby nie był taki zimny, mogłaby zostać jego przyjaciółką. Zauważyła, że nie był on wcale stary, wręcz przeciwnie. Bujny, platynowy włos, nie podcinany długo, zawadiacko zachodził na stalowe oczy. W sumie długość owej czuprynki sięgała za nieduże uszy. Średni, szczupły nosek nadawał twarzy wyraz nadzwyczaj przyjemny. I jeszcze ta figlarna, niewielka bródka. Wszystko to tworzyło, przyjemny wyraz młodego, miłego człowieka, jakim Pan Gwóźdź niestety nie był. Panna Śrubka, pomyślała sobie, że ten długi płaszcz i kapelusz, oraz fajka w średnich ustach do złudzenia przypomina garderobę Sherlocka Holmesa, opierającego się na ozdobnej lasce. Mimo iż miał dwadzieścia lat i widać to było z twarzy, cały ten strój dodawał mu o dziesięć lat więcej. Byli, a raczej były takie co mówiły, że nadawało mu to tajemniczości. Natomiast bordowy, długi szal, jakim miał w zwyczaju luźno przewiązywać szyję dodawał jego postaci nutki subtelności, aury romantyczności...
- ... panna... - nagle wybudziła się jakby z letargu, usłyszawszy ten niski głos Pana Gwoździa - Proszę pani! Czy Panienka mnie w ogóle słucha?!
- A... ale... ależ... się znaczy... - próbowała się wyrwać z transu - Owszem, tak...
- To niech pani poda mi jeszcze żwirek dla kota, ale taki nie śmierdzący bo mi kwiaty w domu pousychają...
- Zapachowy? Jaki pan sobie życzy?
- A jakie macie w zapasie?
- Mamy... zielone jabłuszko, wiśnie, lawendę, magnolię... - wymieniała, podczas gdy do sklepu weszła, perwersyjna, ubrana w futro z norek, płomiennowłosa Pani Szpilka. Wiadomym było, ze często próbowała się spoufalać z nadzianymi mieszkańcami miasta, zwanego po prostu Zapleczem dolnym. Od jakiegoś czasu "polowała" również na Pana Gwoździa.
- Witam Pana - uśmiechnęła się do Pana Gwoździa, po czym rzuciła do Panny Śrubki ostre i chamskie - Dobry...
- Wybieram zapach czerwonych róż - odparł sprzedawczyni ignorując do reszty Panią Szpilkę - To mój ulubiony zapach.
- Mój również... - rzekła Pani Szpilka chwytając Pana za ramię, na co on nieśmiało zarumienił się, albowiem, nie miał tej śmiałości do kobiet, no chyba, że czegoś potrzebował, pomijając romantyczność. Panna Śrubka, chodź sama nie wiedziała czemu, rzuciła Pani nienawistne spojrzenie, mieszającym się nieco z zazdrością. W sumie nie ma co się dziwić, każda by zazdrościła tego słodkiego rumieńca i tego, ze Pan Gwóźdź poświęcił jakiejś choć chwilę uwagi.
- Panie Gwoździu - rzuciła sprzedawczyni - Coś jeszcze? Czy zamierza pan tu tak stać i rumienić się przed tą lafiryndą w moim sklepie?!
Pan Gwóźdź ze zdziwieniem zaczął się przyglądać Pannie Śrubce i czując się po raz pierwszy tak niezręcznie jedynie pokręcił przecząco głową i dukając : Jeszcze... drą... drążek pop... proszę.
Pani Szpilka nienawistnie spojrzała na sprzedawczynię. Czuła, że nie nie puści jej tego płazem...
Natomiast Panna Śrubka podała panu reklamówkę z zakupami i chłodno zwróciła się do niego po raz ostatni: Pięćdziesiąt złotych i czterdzieści trzy grosze. - Kiedy otrzymała zapłatę - Dziękujemy i ZAPRASZAMY PONOWNIE.
Pan Gwóźdź wyszedł ze sklepu w zakłopotaniu. Jednakże jego duma była tak wielka, że zarumienioną twarz skrył w szaliku. Pomaszerował w stronę kamienicy. Powoli wszedł po schodach na drugie piętro - tam gdzie znajdowało się jego mieszkanie - i otworzywszy drzwi ujrzał Kota trzymającą w dziobie jedną kamelię i z wielkim zainteresowaniem przyglądała się jednym okiem płatkom kwiatka.
-Czerwona kamelia jest taka dumna - zaskrzeczała - ale nie rozumiem po co pan trzymasz te róże? Ładnie pachną, ale dotknąć ich nie można. Panie pozbądź się tych kłujących kwiatów albo poucinaj im pazurki!

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yuri
Uczniowie



Dołączył: 06 Cze 2007
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Nie 21:29, 26 Sie 2007    Temat postu:

Fajno podoba mi się. Romantyczny klimacik jak z Gwiezdnych Wojen. hehe :hamster_evillaugh: a tak w ogóle to PAn gwóźdź ma chyba słabość do kobiet...ulala Przynajmniej jest odrobinka z czegoś z rodzaju "Sam Sex" :hamster_explain: <hehe> (tajemniczo)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishi Tayo
Uczniowie



Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 9:52, 27 Sie 2007    Temat postu:

Z każdą częścią coraz lepsze :hamster_beautiful: bardzo ciekawe... to opowiadanie jest miejscami romantyczne, miejscami zabawne i w ogóle, łączy wszystko :hamster_dunno:
Jest super :hamster_bigeyes:
P.S. tylko zastanawiam się, czy te imiona to tylko imiona, czy oni faktycznie wyglądają jak śrubki, gwoździe, szpilki... bo wolałabym, żeby byli ludźmi, ponieważ nie potrafię sobie wyobrazić przystojnego, młodego gwoździa :hamster_picknose:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Wto 14:57, 28 Sie 2007    Temat postu:

Pan Gwóźdź musi odejść cz. 4

- Powiedz mi Kot - Kolejnej soboty Pan Gwóźdź siedział w fotelu i szepnął tajemniczo do Kot - Czy wiesz jak to jest, kiedy pewna kobieta zwraca na siebie twoją uwagę, a tobie brak słów kiedy na nią patrzysz?
Kot usiadła zgrabnie na oparciu fotela i ze zdziwieniem wpatrywała się w swojego pana.
- Panie? Co też panu jest? - zaskrzeczała - Zakochał się pan?
- A czymże jest miłość wobec tego?
- Miłość? Miłość... miłość! - skrzeczała - Miłość... cnota boska! Słowo, które wzbudza radość.
- Czym jest w takim razie radość?
Kot milczała przez chwilę. Zastanawiała się co też powiedzieć swojemu panu. Była w końcu tylko papugą uważającą się za kota. Nie znała wszystkich pojęć ludzkich a już na pewno nie znała zbyt dobrze pojęć duszy.
- Powiem tak - zagadnęła - Dla mnie radością jest móc zrywać pańskie kamelie i spędzać czas na ich wąchaniu, móc skakać i móc miauczeć, móc wygrzewać się na słońcu... Pan nie ma nic co by dawało panu radość?
- Nie sądzę, mam wszystko, ale nie mam nic... rozumiesz?
- Nie rozumiem - przymrużyła oczy - Wolę nie rozumieć.
- A co za kobieta? - zaciekawiła sie Kot.
- Znasz ją dobrze. - to powiedziawszy podniósł się z fotela i podszedł do okna aby popatrzeć na swoje kamelie. Delikatnie dotknął łodyg, musnął ziemię, by sprawdzić czy nie należałoby ich podlać. Potem jego wzrok przykuły róże, których krzak oplótł poręcz balkonu. I jeszcze raz na delikatne kamelie. Nagle wyjrzał przez okno, z którego był doskonały widok na sklep zoologiczny Panny Śrubki. I tak sobie pomyślał, czy czasem on nie jest jak ta kolczasta, dumna róża, a kobieta o włosach niczym chaber jak delikatna kamelia.
Wtedy naszła go myśl, której nigdy wcześniej nie dałby przejść przez umysł. Poszedł do kuchni po mały nożyk i ściął co piękniejszą kamelię. Po czym związał je wstążką i bez namysłu, szybka ubierając się, wyszedł z domu.
Udał się w stronę sklepu zoologicznego i tak się zastanawiał, czy dzisiejszego dnia zastanie za ladą Pannę Śrubkę. Już otworzył drzwi, zadźwięczał dzwonek, kiedy zza lady wyskoczył śmieszny, niski, przygarbiony staruszek - ojciec Panny Śrubki.
- Witam młodego jaśnie pana! - uśmiechnął się.
- Dzień dobry panu. Jak tam interesy? - zagadnął uprzejmie Pan Gwóźdź.
- A dziękować, dziękować. Kto by pomyślał, że w z biegiem czasu znajdzie się tylu ludzi, którzy kupowaliby sobie pupila. - ukłonił się - Także póki co Bogu dziękować za pełne ręce roboty!
- Dobrze słyszeć - odparł - A czy zastałem pańską córkę?
- Moją kochaną Śrubkę? A cóż to się panu stało Panie Gwoździu? Może nareszcie pan myśli ożenku, co? He, he...
- Po prostu chciałem ją przeprosić za moje naganne zachowanie - odpowiedział pełnym obojętności tonem - to wszystko. Chociaż dziwię się, że nie gania za nią stado przystojnych, młodych mężczyzn. Bo skłamałbym mówiąc, że piękna pana córka nie jest.
- Dobrze pan mówi - przytaknął staruszek - Ale wygląda na to, ze ona sama nie chce mieć z młodzieńcami nic wspólnego, przynajmniej na razie.
- Ale jest, czy jej nie ma?
- Jest na zapleczu - uśmiechnął się po raz kolejny - Ale pan, proszę pana, wcale nie lepszy w tej sprawie...
Pan Gwóźdź wyszedł na zaplecze i tam napotkał Pannę Śrubkę. Pracowała w pocie czoła nad wypakowaniem świeżego towaru. Pomaszerował w jej kierunku i będąc blisko powiedział:
- Dzień dobry.
Panna Śrubka poderwała się z miejsca i nerwowo odwróciła się w stronę Pana Gwoździa.
- Dzień... dzień dobry panu - wzięła oddech - Niech mnie pan tak nie straszy.
- Ma panna chwilkę?
- Mogę mieć - mruknęła do siebie.
- Bo widzi panienka, przyszedłem pannę przeprosić za moje ostatnie zachowanie. - zaczął pokazując Pannie Śrubce bukiet kwiatów. - Przyniosłem panience bukiet moich kamelii, w ramach przeprosin.
-Dziękuję panu, jest pan miły - uśmiechnęła się słodko - ale widzi pan, mam mnóstwo pracy i nie mam jak wziąć tych pięknych kwiatów do ręki. A bardzo bym chciała, bo jeszcze tak pięknych kamelii nie widziałam!
- Pomogę zatem - odparł zdejmując płaszcz i kapelusz, kładąc je na jakimś pudle.
- Na prawdę nie trzeba - Panna Śrubka zarumieniła się, ale widząc brak reakcji Pana Gwoździa postanowiła zaakceptować jego propozycję.
Tak mijały minuty, wreszcie całe godziny i zleciał cały dzień. Pan Gwóźdź nie sądził, że praca w sklepie może być tak męcząca. Zdawał sobie sprawę, że gdyby jej nie pomógł pewnie pracowałaby dwa razy tyle czasu. Mimo to owy czas zleciał mu wyjątkowo przyjemnie. Bardzo polubił towarzystwo Panny Śrubki i zdał sobie sprawę, że mógłby chodź raz sie z nią spotkać, jak przyjaciele, poza sklepem śmierdzącym psią i kocią karmą.
- Dziękuję za pomoc Panie Gwoździu - uśmiechnęła się promiennie na koniec roboty - To na prawdę miłe z pana strony. Zupełnie nie zgadzam się z tym co mówią o panu ludzie.
- Wiem co mówią, ale się tym nie przejmuję. A tak poza tym, nie trzeba dziękować. To była przyjemność. - Powiedział wychodząc i zakładając płaszcz. Włożył kapelusz, owinął szyję szalem i oparł się na lasce, przy czym wyłożył fajkę z kieszeni i nasypał do niej tytoniu.
- Ma może panna ogień? - spytał.
- Owszem, mam. Już daję - powiedziała wykładając z kieszeni zapałki.
- Mogłaby panienka rozpalić?
- Mogę - odparła rozpalając jedną zapałkę i podpalając tytoń w fajce Pana Gwoździa.
- Dziękuję - powiedział wychodząc z Panną Śrubką, trzymającą bukiet kamelii, ze sklepowego zaplecza i puszczając ją przodem.
- No młodzi! - przywitał ich staruszek - Coście tam tak długo robili?
- Nic specjalnego - odparła Panna Śrubka - Pan Gwóźdź mi tylko pomagał.
- Właśnie tak - zakłopotał się Pan Gwóźdź - I właśnie wychodzę. Do widzenia.
Powiedział wychodząc i idąc w stronę domu.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yuri
Uczniowie



Dołączył: 06 Cze 2007
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 21:04, 28 Sie 2007    Temat postu:

Faaaajne. Robi się małe miłosne "coś". (Coś z rordzaju "Sam Sex?")Chociaż Pan Gwóźdź jest nieczego sobie..achh.. :hamster_cry: Chociaż ze wszystkich to uwilebiam dziadka
Cytat:
Moją kochaną Śrubkę? A cóż to się panu stało Panie Gwoździu? Może nareszcie pan myśli ożenku, co? He, he...
<hehe>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishi Tayo
Uczniowie



Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 19:47, 29 Sie 2007    Temat postu:

Co ty... najlepszy jest Kot... ee.. tzn. mam na myśli papugę :hamster_XD: a teraz żądam odpowiedzi - czy oni wyglądają jak ludzie, czy jak śrubki, gwoździe, młotki, kombinerki i śrubokręty??? odpowiedz aiko san!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Śro 21:12, 29 Sie 2007    Temat postu:

Nie wiem, czy zauważyłaś, ale oni mówią o mieszkańcach Zaplecza dolnego jakoby byliby ludźmi. Stąd wniosek - tak są to ludzie. Myślałam, że bohaterowie wyrażają się dostatecznie jasno :hamster_please:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Pon 18:30, 01 Paź 2007    Temat postu:

Pan Gwóźdź musi odejść cz. 5

Kolejny, deszczowy poniedziałek, Pan Gwóźdź spędzał go w raz z Kotem grając z nią w pokera.
- Kareta Asów - rzucił Pan Gwóźdź.
- Podbijam! Full na królach. - odparła Kot rzucając swemu panu wyzywające spojrzenie.
- Oż ty! - warknął Pan Gwóźdź. - Jeszcze raz.
- Ok. - Przytaknęła Kot.
- Wymiana - rzucił wymieniając karty.
- Masz już pan?
- Mam.
- Duży strit! - Zaśmiała się Kot.
- He, he. Poker - uśmiechnął się Pan Gwóźdź.
- No nie!
- No widzisz! Raz ci się udało - zaśmiał się szyderczo. - Dajesz 2 złote.
- Podbijam stawkę! - oburzyła się Kot.
- Nie, na dziś koniec.
- A to czemu?
- Zaraz przyjdzie listonosz i pewnie jak co roku przyniesie mi zaproszenie na "polowanie na lisa" za miastem. - odparł obojętnie.
- Zapraszają pana na gonitwy?! - zadziwiła się Kot z zainteresowaniem przyglądając się swojemu panu.
- Znowu będzie: "Panie Gwoździu, a pan to znów sam przyszedł! Haha! Nie wiedzie się czy co?" - westchnął. - Mam dość.
- To po co pan tam chodzisz?
- Żartujesz? Tam będą najbardziej wpływowi ludzie z miasta i okolic. - rzucił Pan Gwóźdź.
- A bierze pan udział, czy pan tylko ogląda?
- Muszę brać udział, to już tradycja. Ojciec brał udział, dziadek brał udział i wszyscy... ech. Tylko po co mi to? Znów nie uda mi sie złapać lisa. - mruknął niepocieszony.

Nadeszła godzina pierwsza, kiedy przyszedł listonosz. Rozległo się donośne pukanie do drzwi. Pan Gwóźdź niezwlekając poszedł otworzyć. Na korytarzu stał chłopak nie mający więcej jak siedemnaście lat. Uprzejmie się uśmiechnął i wyciągnął ze swojej torby list.
- Dzień dobry panu! Widzę po pieczęci, że i tym razem hrabia zaprasza was na Hubertusa.
- Zapewne jak zwykle... ech...
- Nie cieszy się pan? Ja bym tam chciał choć raz tam być. - Uśmiechnął się życzliwie.
- Nie chciałbyś - mruknął Pan Gwóźdź rzucając chłopakowi mordercze spojrzenie.
- Przepraszam pana, nie chciałem się wtrącać...
- To się nie wtrącaj - rzucił pogardliwie - Zmykaj!
Chłopak ze speszonym spojrzeniem skinął Panu Gwoździowi głową i odwracając się na pięcie ruszył w kierunku schodów prowadzących na trzecie piętro. Minął się na półpiętrze z pięknością ze sklepu zoologicznego. Niewątpliwie kierowała się do drzwi Pana Gwoździa. Zapukała delikatnie i czekała odpowiedzi.
- Co jest znowu?! – warknął Pan Gwóźdź otwierając delikatnie drzwi z impetem.
- Przepraszam, że przeszkadzam – mruknęła Panna Śrubka.
- Och, to panienka! – zarumienił się – Przepraszam za moją niegościnność. Czym mogę służyć?
- Chciałam jakoś panu podziękować za te piękne kwiaty i pomoc w składziku.
- Nie trzeba dziękować – odparł przewracając oczyma.
- Ależ trzeba! Chciałabym zaprosić pana na prawdziwą kawę do centrum – uśmiechnęła się do Pana Gwoździa. Mężczyzna poczuł przypływ zakłopotania.
- Skoro panienka nalega – uśmiechnął się nieśmiało.
- Niech się pan w takim razie ubiera!
Pan Gwóźdź w pospiechu założył buty i płaszcz. Przewiązał bordowy szalik i założył swój kapelusz. Chwycił za zdobną laskę i zamykając drzwi ruszył za Panną Śrubką.

Długo panowała niezręczna acz ratująca Pana Gwoździa cisza. Nie wiedział co mówić i jak się zachować. Pierwszy raz towarzyszył pięknej kobiecie. Szli tak aż do kawiarni serwującej najlepszą kawę w mieście. Usiadali przy stoliku i zamówili po filiżance. Pan Gwóźdź raczył nawet w swej uprzejmości zdjąć kapelusz i krępujący go szal. Nagle panu Gwoździowi zaświtał do głowy pewien pomysł.
- Mam pytanie do panienki – zagadnął – a raczej propozycję.
- Zamieniam się w słuch proszę pana – uśmiechnęła się figlarnie, Pan Gwóźdź odpowiedział jej nieśmiałym spojrzeniem i różanym rumieńcem.
- Bo widzi panienka, co roku za miastem organizowane są gonitwy, no i chodzi o to, że nie za bardzo mam z kim iść… z resztą jak co roku – przekręcił oczyma.
- Zaprasza mnie pan na Hubertusa? – zdziwiła się. Przez moment panowała niezręczna, irytująca cisza. Panna Śrubka nie wiedziała co powiedzieć, w rzeczy samej po raz pierwszy została na coś takiego zaproszona. A dzień świętego Huberta to nie lada uroczystość dla bogaczy i myśliwych. Tylko elita była zapraszana przez hrabiego. – Nie wiem… ekhem… nie wiem, co mam powiedzieć… - wydukała.
- Byłbym rad gdyby się panienka zgodziła – mruknął – jeśli mógłbym tak się wyrazić, to uratowałaby mi panienka skórę.
- Jak to?
- Zawracają mi zawsze głowę, że nikogo nie przyprowadzam, że „nie taki młody i, że panny nie ma” i w ogóle – zatrzymał się na chwilę podpierając podbródek o dłoń – kręci się ostatnio wokół mnie Pani Szpilka i nie za bardzo mi się to podoba, natomiast panienkę darzę sympatią.
- Poważnie, lubi mnie pan? – spytała słodko przy czym pociągnęła łyk gorącej, aromatycznej cieczy.
- Czemu miałbym panienki nie lubić?
- Z tego co słyszałam, za zwyczaj pan nikogo nie lubi… więc za co mnie pan lubi?
- A czy ma sens sympatia za coś? Myślę, że takie uczucia nie mają żadnego uzasadnienia.
- Ale są za to rzeczy, które się podobają…
- Niech panienka tak nie naciska, bo się w sobie zamknę – uśmiechnął się Pan Gwóźdź.
- Chodźmy już – powiedziała Panna Śrubka opróżniając filiżankę do końca. Pan Gwóźdź dopił kawę, wstał i zawiązał sobie szal i założył kapelusz. Oparł się na lasce. Zapłacił za kawę i poczekał na panienkę przy drzwiach. Kiedy doń podeszła, otworzył przed nią drzwi i puścił przodem.
Na ulicy świeciły uliczne lampy. Zaczęło się ściemniać a jesienne wieczory, nie wydawały się ani trochę przyjemne. To też Pan Gwóźdź z łaskawości swojej był skłonny odprowadzić Pannę Śrubkę pod dom.
- Nie otrzymałem jeszcze od panienki odpowiedzi. Pójdzie pani ze mną na Hubertusa? – spytał nieśmiało. Stali już pod drzwiami mieszkania Panny Śrubki, właśnie miała wchodzić.
- W sumie, czemu by nie – odparła po chwili namysłu. – Chciałabym zobaczyć chodź raz w życiu takie wydarzenie.
- A więc, przyjdę po panią w niedzielę punkt jedenasta – twarz Pana Gwoździa pokryła się nieśmiałymi rumieńcami, szybko jednak zostały przesłonięte szalem. – Dobranoc, życzę miłych snów.
Pan Gwóźdź pomaszerował do swojego domu. Szybko rozpłynął się we mgle jaka zaczynała zachodzić na ulicę Zaplecza Dolnego, i równie szybko zniknął Pannie Śrubce z oczu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishi Tayo
Uczniowie



Dołączył: 24 Sie 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 17:32, 03 Paź 2007    Temat postu:

wow xD jakie romantyczne ^^ tylko tym razem troche mniej dowcipne, ale i tak fajne. miło się czyta :))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Teksty niezakończone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin