Forum opowiadania Strona Główna


[H] Yoru no chii

 
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Teksty niezakończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Nie 13:34, 03 Cze 2007    Temat postu: [H] Yoru no chii

Rozdział 1

„ To będzie moja komedia, raczej tragikomedia, na której końcu zarządzę świt”

Z dedykacją dla moich przyjaciół, a szczególnie dla Moniki, Olki i Zuzanny

************************************************************

Rozdział 1

Uciekałem, w tym śnie. Byłem dzieckiem, małym chłopcem, którym niegdyś byłem. Chciałem uciec od mojej winy. Błagałem o przebaczenie. Ale nikt mi nie chciał przebaczyć. Płakałem. Łzy napływały mi do ust. Dziwne. Czułem ich słony smak. Czułem jak mi serce do gardła podchodzi, zaraz się uduszę goryczą.
Potknąłem się. Upadłem na kolana. Poczułem jakie są podrapane, pociekła krew. Szczypały mnie, tak jakbym naprawdę się przewrócił i zdarł skórę na kolanach.
Podniosłem wzrok. Posłyszałem krzyki wzburzonych ludzi. " Jesteś nie czysty!", "Jak mogłeś to zrobić?", 'Nie podchodź potworze!" - popadłem w rozpacz. Płakałem jeszcze mocniej. Popadłem prawie, że w histerię. Potem odwróciłem się i zobaczyłem dziwne stworzenie. Niby ogromny pies z dodatkowymi łapami przednimi. Machał powoli jaszczurzym ogonem. Z łopatek wyrastały mu skrzydła, zupełnie takie jak mają nietoperze, tyle, że wielkie i postrzępione. Był cały czarny, a mimo to widziałem go w ciemnościach, które go otaczały. Ale moją uwagę najbardziej przykuła jego głowa. Przypominała łeb dobermana, ale bardziej masywnego. Oczy biły blaskiem, niby polerowane. Otworzył paszczę a w niej ujrzałem niesamowite uzębienie jakiego pozazdrościć by mu mógł największy i najsilniejszy drapieżnik. W odróżnieniu od reszty były bialutkie jak śnieg, a ilość ich, w samej tylko górnej szczęce, była zapewne dwukrotnie większa niż człowiek ma w całej. A ostrze musiały być jak żyletki. Trzymał w łapie ją. Marię, moją najlepszą przyjaciółkę z dzieciństwa. Narastał we mnie gniew i podniosłem się. Zacząłem biec w stronę potwora. Ale on popatrzył na mnie i odepchną machnięciem ogona. Chciałem się obudzić, ale nie mogłem. Zupełnie tak jak gdyby to nie był mój sen.
-Stój Morionie! - powiedział demon. Stanąłem.
-Czego chcesz demonie?! Puść Marię!
-Ha ha, ha, ha - zaśmiał się złowieszczo. - Dobrze, ale jeżeli chcesz aby była bezpieczna musisz wejść ze mną w układ.
-Układ? - spytałem zdziwiony. - Chcesz powiedzieć cyrograf!
-Tak cyrograf. Życie tej dziewczyny zależy od nas, od tego czy będziesz mi posłuszny i od mojej dobrej woli. Jeżeli się nie zgodzisz, ona zginie.
-Dlaczego chcesz mnie?
-A dlaczego nie ciebie? Daję ci niepowtarzalną szansę na ucieknięcie od tego co się dręczy. Poza tym, ludzie nigdy ci nie wybaczą! To bardziej przewrotne stworzenia niż demony niekiedy. Więc co? Zgadzasz się?
-Zgadzam - odparłem. Wtedy sen się skończył obudziłem się w swoim łóżku. Zalany łzami. Pomyślałem sobie wtedy. To był tylko sen. Ale nagle zaczęła boleć mnie lewa pierś. Dotknąłem jej, potem popatrzyłem a na niej widniał wypalony znak "czarnej owcy". Przypomniał mi wtedy obietnicę daną demonowi. Rozejrzałem się w koło. A cała pościel była we krwi... od pokaleczonych we śnie nóg...

Minęło parę godzin, a ja siedziałem na wersalce. Rozmyślałem o tym demonie. Siedział w mojej głowie i śmiał się ze mnie, tak
bezczelnie… a każdy jego fałszywy uśmiech w mojej wyobraźni sprawiał, że bolała mnie pieczęć na piersi. Słyszałem w głowie jakieś potworne dźwięki, które z pewnością wysyłane przez demona miały podburzyć moją delikatną nastoletnią psychikę.
Nagle, ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałem sobie „ A jeśli nie otworzę? Może to ktoś przypadkowy i sobie pójdzie.”, tak też nie otwarłem drzwi. Poczekałem parę chwil, ale tym razem ten ktoś zapukał nachalniej. Koniecznie chciał wejść. Miałem ochotę olać sprawę, ale pukanie było tak natarczywe, że w końcu zmusiłem się i wstałem z wersalki.
-Już otwieram! – wykrzyczałem. Rozejrzałem się w koło i zauważyłem, że w całym mieszkaniu mam syf. „Ech… - pomyślałem - … w dupie mam, otwieram”. Podszedłem do drzwi i pociągnąłem za klamkę. Zanim jeszcze dobrze otworzyłem, przez szparę pomiędzy drzwiami a progiem usłyszałem głos kobiety.
-Czy to dom pana Mariona?
-Tak – odpowiedziałem dość bezczelnym i obojętnym tonem. Otworzyłem szerzej drzwi a tam zobaczyłem dość interesującą postać. Długonogie, szczupłe stworzenie o włosach niczym platyn, oczach lodowych i całe ubrane na czarno, przez ramię miała założoną intrygującą, dużą torbę . Tak, ta kobieta, żeby ładnie powiedzieć „uwodzi na pokuszenie”! Zaprosiłem ją do środka.
-Wzrost 180 cm, wiek 18 lat, stan kawaler, waga… to pominiemy, bo jak myślę nie chcemy o tym mówić, ale jak widać jest pan szczupłym i dobrze zbudowanym mężczyzną, znak zodiaku koziorożec – ciągnęła – znaki szczególne: czarne włosy, półdługie, chabrowo-szafirowe oczy, podobno masz elektryzujące spojrzenie – uśmiechnęła się –i… na prawej piersi, na sercu masz pieczęć diabła, znak „Czarnej owcy”.
-Co? Skąd ty o tym…
-Wszyscy już wiedzą w świecie Oni. – przerwała – Jeden z naszych najważniejszych biesów się do ciebie pofatygował, powinieneś czuć się dumny!
-Nie czuję się wcale dumny! Podpisałem cyrograf bo chciałem ratować przyjaciółkę – zaprotestowałem.
-Chodzi o tą Marię? Phi! – parsknęła śmiechem co niespecjalnie mi się podobało – Przecież każdy ma jakąś słabość, taką, którą diabeł może łatwo wykorzystać. I coś mi się zdaje, że podpisałeś pakt dopiero wtedy, kiedy Ulfius przypomniał ci o dawnych krzywdach, w ogóle to właśnie ten motyw wykorzystał w swojej sennej iluzji. Maria? Ha, ha, była tylko po to by cię bardziej podrażnić! Nikt nie spodziewał się, że masz tak słabą wolę! Namawianie cię było szybkie i bolesne! Czyli proste!
-A ty kim jesteś, że śmiałaś tu przyjść?! Nie chcę wysłuchiwać tych bredni! Co za parszywe łgarstwa! – krzyczałem ze złości jaką zacząłem pałać do owej kobiety. Nie mogłem tego słuchać!
-No ładnie! Bardzo ładnie! – powiedziała pełnym entuzjazmu tonem – podoba mi się ta złość! Jedyne co masz czuć to nienawiść i twoim zadaniem będzie słuchanie Ulfiusa! Rób to a będzie dobrze, jeżeli się sprzeciwisz wiedz, że jeśli chodzi o Marię to następnym razem jej kłopoty nie będą iluzją Ulfiusa a jedynie zobaczysz jak Ulfius trzyma ją w swojej łapie, tym razem naprawdę!
-To nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałaś na moje pytanie! Kim ty jesteś – powtórzyłem pytanie.
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć to proszę bardzo (ale wiedz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła!) – uśmiechnęła się dodając agresywne spojrzenie żądnego krwi mordercy – Nazywają mnie Filia Corvus, rodzaj demona: czarny anioł, specjalizacja: morderca, staż pracy: 50 lat. Ale wiesz co? – zmieniła temat – Szkoda ciebie na człowieka! Twoich grzechów z dzieciństwa mógłby pozazdrościć nie jeden demon, z resztą powiem ci szczerze, że daleko od niej nie uciekniesz bo prawdopodobnie też będziesz mordercą.
-Ja mordercą? Ja nie dam rady nikomu zrobić krzywdy! Przecież te moje dawne wyczyny były przypadkowo zakończone czyjąś śmiercią…
-Mów co chcesz – zrezygnowała z dalszej mowy i udała się w stronę drzwi, ale potem jeszcze coś jej się przypomniało, bo odwróciła się w moją stronę – Zapomniałabym, mam coś dla ciebie.
Zajrzała do torby a z niej wyciągnęła jakiegoś małego demona. Miał psią postawę, ale wyglądało to tak jakby zdarto z niego całą skórę. Pokryty był jedynie z wierzchu jakimś metalowym, demonicznym stroju, który „zdobiły” wystające kolce, kończące się na zadzie. Cała ta „zbroja” zaczynała się od potylicy a kończyła się na ostatnich odcinkach ogona. Łeb to miał w ogóle pozbawiony jakichkolwiek mięśni, była to goła czaszka, którą mimo to bez trudu poruszał i kłapał zębami. Ze skroni wyrastały mu baranie rogi. Był takiego samego wzrostu co szczenię dobermana. „Blee… co za paskudztwo!” pomyślałem. Co najgorsze, zwierze zaczęło się do mnie łasić. Stanęło na dwóch łapach i dwoma przednimi odnóżami oparła się o moje uda.
-Pogłaszcz go! One to lubią! Kochają pieszczoty, o ile wolno mi tego sformułowania użyć – uśmiechnęła się tym razem dość ciepło, właściwie, to bezwiednie to zrobiła – To jeszcze szczeniak!
Filia wychodzą szepnęła jeszcze:
-Dobrze będzie jak będziesz nosić czarny płaszcz – wyszła. Popatrzyłem chwilę na tego psiego demona i skrzywiłem się nieco. On przekręcił łeb tak jakby nie rozumiał czemu zrobiłem taką minę.
-Jak ja mam ciebie głaskać?? Blee… odejdź ode mnie! – warknąłem na to przedziwne stworzenie, które najwyraźniej zastanawiało się, co takiego zrobiło. Postałem tak jeszcze parę chwil i bezczynnie gapiłem się na biesa. Potem postanowiłem się chwilę przejść do parku, by porozmyślać, bo wiadomą rzeczą jest to, że najlepiej myśli się na dworze wśród drzew i śpiewu ptaków.
Założyłem buty i chciałem nakładać swój płaszcz, albowiem był to już środek jesieni. Potem nagle zorientowałem się, że płaszcz ten jest koloru zielonego, ale takiego, że się wyrażę słownictwem tych co to się znają na kolorach, khaki. Całkiem stylowy a do tego nowy… ech. Ale skoro ta „czarna anielica” powiedziała, że mam nosić czarny płaszcz postanowiłem przejść się poszukać takiej odzieży. Otwierałem drzwi, kiedy poczułem, że coś kościstego drapie mnie po nodze. Był to ten czarci pies, którego nie chciałem w ogóle widzieć. Był przecież taki obrzydliwy! Ukucnąłem przy nim i odważyłem się go dotknąć gołą dłonią. Przejechałem dwoma palcami od jego czoła po kłąb, gdzie zaczynały się kolce. Chwyciłem jeden z jego rogów i przyjrzałem się starannie. Ten natomiast zaczął merdać ogonem i zbliżał swój pysk w stronę mojej twarzy. Kręcił łbem na różne strony i wydawał się być zadowolonym.
-Podobno jesteś szczeniakiem – westchnąłem – Nie obraź się, ale jak dla mnie to wyglądasz tak jakbyś się od kilku miesięcy już rozkładał pod ziemią i wąchał kwiatki od spodu. Sorry, ale to nie będzie tylko moje zdanie jeżeli wyjdziesz na ulicy.
Chwila ciszy.
-Jeżeli jesteś rozumny to odpowiesz mi na pytania potakując lub kręcąc głową na nie. Ok.? – wydawało mi się, że robię z siebie idiotę przed samym sobą.
-Jesteś suczką?
Demon pokręcił przecząco głową.
-Znaczy się, pies. Ok. – Chwilę się zastanawiałem co dalej powiedzieć – A masz ty jakieś imię?
Znów zaprzeczył.
-Nie? O rany nie chce mi się myśleć nad imieniem… - znowu ta niezręczna, przejmująca cisza. Chwilami dość zabawna. Ponieważ wielokrotnie uświadamiałem sobie jakim to ja jestem kretynem, żeby gadać z czymś takim – Eee… no więc, nie mam żadnej dobrej propozycji, mam nadzieję, że ci się spodoba. Może być, no nie wiem, Flay?
Bies zamerdał ogonem.
-A możesz ty się jakoś zakamuflować, jak te postaci z horrorów?
Przytakną i momentalnie zamienił się w zdrowy okaz młodego dobermana.
-Ok! Możemy iść do miasta – uśmiechnąłem się i pogłaskałem psa.

Około piętnastej znalazłem się na deptaku. Rozglądałem się po różnych domach odzieżowych, oglądałem różne płaszcze i każdy był inny. Nie mogłem się zdecydować, ale w końcu nie wytrzymałem i wziąłem jakiś pierwszy lepszy, pasujący płaszcz. Był czarny, długi i prosty. Zdjąłem kurtkę i nałożyłem płaszcz. Miałem ochotę oddać go do jakiegoś punktu, gdzie zbierano odzież dla ubogich. Podszedłem do jednego z takich, ale kiedy zamierzałem oddać kurtkę pieczęć na piersi zaczęła mnie palić. Zrozumiałem, że nie wolno mi tego robić. Dlatego też postanowiłem go wyrzucić po prostu. Tak też zrobiłem.

Wracając do domu potknąłem się o jakiś kamień. Zacząłem wyklinać tak, że przechodnie patrzyli na mnie z pogardą. Poszedłem dalej nie zważając wcale na to co myślą ludzie. Jak sam Ulfius, czy jak mu tam, powiedział, z czym się zgadzam: „To bardziej przewrotne stworzenia niż demony niekiedy” Tak, coraz bardziej narastała we mnie myśl, że ludziom nie wolno ufać, że to stworzenia, które należy traktować z pogardą, że wyrządzają krzywdę i nie przepraszają, a poszkodowani nie wybaczają, a jeśli nawet to nie zapominają krzywdy. Niektórzy twierdzą, że ludzie są gorsi nawet od stworzeń, które zwierzętami nazwali. Ech… to przykre, ale często prawdziwa. Z każdą chwilą narastała we mnie nienawiść do każdego przechodzącego obok człowieka.
W którymś momencie wpadłem na jakąś osobę. Upadła. Popatrzyłem na nią i okazała się być moją przyjaciółką Marią! Podałem jej więc rękę, aby pomóc jej wstać. Moja najlepsza przyjaciółka Maria! Rudowłosa piękność o zielonych oczach. Ubrana w swój ulubiony biały płaszcz.
-Cześć! – Uśmiechnęła się.
-Ja bym powiedział dzień dobry, bo zaiste jest on niczego sobie dniem – zrobiłem bezwiednie zwodniczy uśmiech, który trochę musiał zdenerwować Marię.
-Jesteś nieszczery! – Powiedziała tonem przeplatającym się uczuciem niepokoju ze zdenerwowaniem. Nic jej nie odpowiedziałem. Więc zaczęła się rozglądać nerwowo. Zauważyła Flaya i zacmokała do niego. On natomiast zniżył łeb i gapił się na nią oczyma zbitego psa.
- Skąd masz tego psa? – wyraźnie zainteresowała się nim bo wyciągnęła do niego rękę, aby ją zbadał.
-Eee… no, wziąłem ze schroniska – kłamałem.
-Rasowego psa?
-Tam znajdziesz nawet pudla – stawałem przy swoim. – Muszę już iść.
Odwróciłem się obojętne. I nie zważając jak dziwne wywarłem wrażenie na Marii udałem się do domu

Na miejscu nakarmiłem biesa, psem nazwać tego nie mogłem, zwłaszcza kiedy przybrał dawną postać. Zmęczony położyłem się na wersalce. Flay przyszedł do mnie i położył się obok. Odważyłem się go głaskać i jakoś nie czułem wstrętu.
Włączyłem radio. U słyszałem taki tekst:

„Kiedy rodzisz się, nawet góry toną we krwi,
Będąc dzieckiem pragniesz nadzieją zamazać złe sny.

Bredząc trzy po trzy powiedziałeś, że ty
Jesteś władcą snów,
Uwierzyli bez słów.
Krok po kroku ich opętałeś…”

Te słowa tak bardzo mnie przejęły. Zaczęła mnie boleć pieczęć „Czarnej owcy”. Wyłączyłem więc radio. Poczułem, że nie powinienem słuchać takiej muzyki. Demon, który nawiedził mój sen, Ulfius, chciał abym zapomniał o sumieniu i o Bogu. A ja tak bardzo tego nie chciałem. Dałem się wciągnąć na „arkę szatana” przez wyimaginowany sen Ulfiusa. Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że czekają mnie dni, miesiące, może lata kolejnych grzechów, które nie zostaną mi wybaczone. Modliłem się mimo bólu w piersi, aby dobry Bóg się ode mnie nie odwrócił.

Rozdział 2
To była noc około dwunastej. Nie mogłem spać, bo ile razy zamykałem oczy tyle widziałem pysk Ulfiusa. Pod niosłem się więc i wyszedłem z łóżka. Postanowiłem urządzić sobie mały spacer po okolicy. Ubrałem się i założyłem płaszcz. Zawołałem Flaya i wyszedłem razem z nim z mieszkania. Demon nie przemieniał się w dobermana. Widać pod osłoną nocy czół się pewniej niż w dzień. Pomykał między drzewami i krzewinami. Co chwila stawał, przyspieszał, a jak wyszedł na przód oglądał się sprawdzając czy podążam za nim, albo czy nie zmieniłem czasem kierunku. Mi również noc zdawała się być azylem. Czuło się lekki wiatr unoszący liście w powietrzu. Delikatnie muskał moje włosy. Było mi tak przyjemnie, że nie spieszyłem się do domu.
Nagle poczułem jak coś przeleciało obok mnie. Rozejrzałem się i nic nie zauważyłem. Flay podbiegł do mnie i zaczął wąchać. Potem nagle warknął i cofną się za mnie. Przyjrzałem się okolicy po raz drugi i wtedy przed sobą zobaczyłem iście anielską postać. mężczyzna w białej szacie, o białych skrzydłach i jasnych włosach, nieco dłuższe od moich. Delikatna cera, niby wycięta z porcelany i oczy błękitne. Za nim stało zwierzę podobne do konia, ale skrzydła miało orle. Znaczy się pegaz. Boski wierzchowiec. Stukał złotym kopytem o chodnik i trzepał skrzydłami. Miał położone uszy. Patrzył na mojego demona. Flay natomiast warczał na konia i był gotów skoczyć na potężnego, białego ogiera.
-Witaj Morionie! - rzekł niezwykle melodyjnym głosem.
-Kim ty jesteś? – znak na piersi zaczął pulsować „Czysta istota”. To zdaje się próbowała mi pieczęć przekazać.
-Jestem aniołem, boskim posłańcem. Przybyłem tu aby cię ostrzec.
-Ostrzec? Przed czym?
-Przed Ulfiusem i wszechogarniającym złem, które i ciebie dosięgło. Szatan chce tylko twojego nieszczęścia. A ty podpisałeś z nim cyrograf aby od tego uciec.
-Nie prawda! Chciałem bronić Marię! – zaprotestowałem.
-Nie kłam mi w żywe oczy Morionie! Pamiętaj, że wszystko może ci być wybaczone!
-Heh - uśmiechnąłem się z niezwykłą szyderczością, która nigdy wcześniej nie gościła w mim sercu - A co ty możesz wiedzieć pierzasty posłańcu Boga? Każdy ma prawo do słabości no nie?
-Ale słabość nie jest czymś co usprawiedliwia fakt podpisania cyrografu.
-Ale tym razem nie czuję słabości! Ulfius mi daje siłę! I teraz też poprzes pieczęć mówi mi, że nie warto słuchać takich frajerów jak ty!
-Marionie! Co ty opowiadasz? Podpisanie cyrografu jest jednoznaczne śmierci, potępieniu, pogaństwu! Dopuszczasz się zbrodni przeciw Bogu! Przecież On i ciebie miłuje!
-Powiedz Bogu, że skoro chce mnie miłować to takim jakim jestem, a ja jestem nieczysty, tak jak dawniej...
-Znam twoją przeszłość i ona jest ci przebaczona! Opamiętaj się! Wystarczy siła woli! Odrobina chęci! Jeżeli nie ja, to są ludzie, którzy pomogą trafić ci na właściwą ścieżkę. Jeżeli naprawdę zależy ci na Marii to powinieneś pójść ścieżką prawości.
-Mam gdzieś to zakichane dobro! Ono jest nudne i bolesne, życie bez uczuć jest o wiele zabawniejsze.
Anioł westchnął głęboko przymykając oczy, podszedł do pegaza i dosiadł go. Popędził go łydkami a rumak skoczył ku gwieździstemu firmanentowi i zniknął lecąc pośród gwiazd.
Chwilę potem poczułem jakby obojętność wobec tej sytuacji. Odwróciłem się na pięcie i chichocząc odszedłem w kierunku domu.
Kolejnego dnia zawitała do mnie znów ta kobieta. Zapukała do drzwi, swoim zwyczajem sześć razy. Otworzyłem rzucając jej nienawistne spojrzenie.
-Dzień dobry Marionie! Widzę, że już łapiesz o co w tym chodzi - uśmiechnęła się do mnie.
-Czego chesz? - odpowiedział beznamiętnie chłopak.
-Ulfius, jak zapewne wiesz moja ty owieczko, wie o tym, że spodkałeś się z tym posłańcem Boga.
-Chodzi o tego anioła? Też coś! I o co tyle zachodu?
-Jak to o co? Niebiosa się mieszają w tę sprawę, myślę, że nie dadzą za wygraną.
-I co? Ulfius boi się zerwania paktu?
-Ech... na to wygląda, chociaż nie wiem kiedy on się tak tym ostatnio przejmował... może jest coś, co obiecałeś mu w trakcie podpisania cyrografu. Może to coś ważnego.
-Nie wiem co to może być. Ulfius nie mówił mi czego chce w zamian za mnie, wiem, że powiedział, że skoro chcę aby Maria była bezpieczna to muszę paktować.
-To już wiemy, że wykorzystał tę dziewczynę do paktu.
-No tak...
-Heh, ten to zawsze wyciąga najlepsze karty atutowe! Wiedział jak cię złamać - zaśmiała się. Rzuciłem jej kolejne zawistne spojrzenie, Filia uśmiechnęła się jednak widząc moją reakcję. - Ale i tak wiadomo, że ona to była tylko pionkiem do wywołania jeszcze większej skłonności do ucieczki od słabości. Wszyscy to wiedzą. A może... - zatrzymała się na chwilę w geście zadumy złapała się za podbródek, coś tam mamrotała jeszcze pod nosem kiedy przerwał jej Marion.
-Co "może"? Doszłaś do czegoś?
-Nie wiem czemu naszła mnie taka myśl, ale zdaje mi się, że on chce mieć po swojej stronie po prostu człowieka, który doznał cierpienia i to ciężkiego. Bo normalnie na gołe oko widać, że na twych barkach spoczywa ciężar przeszłości.
Nic nie odpowiadałem, pogrążyłem się w rozmyślaniach. Wtedy Filia podeszła do mnie i szepnęła na ucho:
-Jutro pójdziesz ze mną do piekła...

Rozdział 3

Wieczorem kiedy szykowałem się do snu, przypomniałem sobie, że Filia mówiła o pójściu do piekła razem z nią. Krew mi w żyłach pulsowała z przejęcia, miałem wrażenie, że doznałem chwilowego przerażenia. Denerwowałem się strasznie. Udałem się do łazienki by wziąć prysznic. Uznałem, że nic tak dobrze nie robi jak prysznic zimnej wody. Zastanawiałem się długo czy ja tego faktycznie chcę, a z każdym mocniejszym odczuciem winy "pieczęć czarnej owcy" paliła moją pierś, i nawet strumień zimnej wody nie była w stanie uśmierzyć tego bólu. Straciłem chwilowo czucie w nogach i padłem jak kłoda na posadzkę, kiedy wychodziłem z kabiny prysznicowej. szybko sięgnąłem po ręcznik i się nim przepasałem, podciągnąłem się na nogi przy pomocy małej szafki, która stała obok. Powlokłem się w stronę lustra i spojrzałem w swoje odbicie. Nagle jednak przed oczyma przeleciał mi obraz jakiejś mary spływającej krwią. Miała odwrócone białka oczu i rozwarte usta. Przez tę krótką chwilę, która zdawała mi się być wiecznością widziałem jak ta postać stoi po drugiej stronie zwierciadła i opierając się o ścianę patrzyła w moją stronę. Chwilę potem jednak się rozpłynęła i widziałem swoje normalne odbicie. Szybko sięgnąłem po szlafrok i pobiegłem do łóżka, a wskakując do niego pokryłem się ze strachu pierzyną niczym małe dziecko nastraszone opowieściami starszych kolegów.
Długo usiłowałem zasnąć. Ale stale coś mi przeszkadzało. A to marcujące koty, innym razem silniejszy podmuch wiatru a jeszcze później dzwonienie kropli deszczu o parapet okna sypialni. W którymś momencie ujrzałem, że okno jest lekko uchylone, a to powodowało, że stare, szare firany tańczyły na wietrze. Wstałem więc z łóżka i podążyłem w stronę okna, aby je przymknąć. Już je zamykałem kiedy w mokrej szybie ujrzałem kolejne przerażające twarze. Jakby zjawy, które jęczały skrzypiącymi zawiasami okna i dźwiękiem otartej palcem szyby. Błyskawicznie postać zniknęła. Upadłem przerażony na podłogę, czułem jak ściekał po mnie chłodny pot.
Nagle moje chwilowe odejście od zmysłów przerwało skrzypienie na strychu. Doszedłem do wniosku, że tam również okno musiało być otwarte. Przyłożyłem sobie dłoń do prawej piersi by odruchowo nieco uspokoić serce. Kiedy zebrałem się w sobie powoli podniosłem się i otrzepałem. Udałem się w kierunku łazienki by założyć na wierzch szlafrok, zdawałem sobie sprawę z tego, że na strychu może być chłodno. Wszedłem do łazienki i wyciągnąłem odruchowo rękę do włącznika, który znajdował się po prawej stronie wchodzącego. Przycisnąłem pstryczek, ale ku mojemu zdziwieniu w domu nie było światła. Pomyślałem sobie wtedy - Pewnie wiatr spowodował brak w dostawie prądu. - Uznałem, że to chwilowa awaria i nad ranem wszystko wróci do normy. Ściągnąłem nerwowo szlafrok z wieszaka i nałożyłem go na siebie. Zanim wbiegłem na strych zagwizdałem na tego demona, Flaya, który natychmiast się poderwał i poszedł za mną. Kiedy stanął przed schodami na strych jego reakcja była czymś pomiędzy poddenerwowaniem a podnieceniem. Wyprzedził mnie i podbiegł do zamkniętych drzwi strychu. Nerwowo podrapał je łapą i zawarczał, podszedłem więc szybko do drzwi i przyłożyłem ucho do nich by podsłuchać co się tam takiego dzieje. Słyszałem skrzyp płóz, nieco cięższy niż gdyby drewniany konik, który jedyny miał tam płozy, wydawał taki dźwięk kołysany wiatrem. Nacisnąłem więc klamkę i powoli otwierałem drzwi. Flay natomiast zerwał się i jednym susem wskoczył do pomieszczenia warcząc. Kiedy wszedłem do środka rozejrzałem się we wszystkie strony. Potem nagle zauważyłem starego, przeżartego przez mole, drewnianego konika na biegunach. Kołysał się tak jakby siedziało na nim małe dziecko. Wytężyłem więc wzrok i przyjrzałem się raz jeszcze. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem na nim małego chłopczyka, huśtał się na zabawce, trzymał w rączkach podartego pluszowego misia i popłakiwał co chwila. Jego jaśniutkie włosy połyskiwały w świetle księżyca co rusz odsłanianego przez chmury. Miał na sobie niebieskie ogrodniczki, brudne od ziemi... nosił jeszcze zaniedbaną białą koszulkę, a buciki na stópkach były podarte.
-Hej chłopczyku. - Szepnąłem - chłopczyku, skąd tu się wziąłeś?
Dzieciak podniósł na mnie wzrok. Odwrócone oczy świadczyły tylko o jednym - to dziecko było martwe. Z jego dużych oczek spływały łzy, patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu. Serce moje zabiło mocno, a pieczęć nagle "zapłonęła".
-Chłopcze słyszysz mnie?
-Powiedz mi, gdzie... - pojękiwał, a jego dziecięcy głos był tak zimny, że zmroził mnie mimo gorąca pieczęci. - Powiedz, gdzie jest moja mamusia?
-Twoja mamusia? Skąd mam wiedzieć? - zadając to pytanie zdaje się, że ukłułem chłopca prosto w jego martwe serduszko.
-Aniołek przyszedł do mnie i powiedział... - znów zapłakał - ...powiedział, że mam iść z nim... ale ja mu powiedziałem, że muszę znaleźć mamusię, że muszę na nią czekać...nie napiłem się obiecanej wody...
-Wodę, mogę ci dać dziecko, ale twojej mamy nie dam rady znaleźć - odparłem obojętnie, aż chciałem za to odgryźć sobie język...
-Nie chcę twojej wody... nie ta zaspokoi moje pragnienie, proszę pana... - zaciągną noskiem - Moja mamusia też już nie żyje, a zaraz po jej pogrzebie przeniesiono jej ciało gdzieś indziej i nie spoczęła obok mojego ciała... i tam gdzie jest pewnie błądzi...
-Chłopczyku, źle robisz szukając swojej mamy, powinieneś iść w jej kierunku...
A chłopczyk podniósł się i zsiadł z konika na biegunach. Otarł łzy rękawem i szepnął:
-Dziękuję... niech Bóg ma pana w opiece...
Dziecko nagle się rozmyło w świetle rzuconym przez księżyc, a zniknięcie jego spowodowało uspokojenie dotychczasowego zachowania Flaya. Nawet nie zauważyłem, że w owym spędzonym tu czasie, nastał dzień... A ja mogłem czekać jedynie na Filię i piekło...

Około pół godziny po tym zdarzeniu zbiegłem na parter. Ubrałem się w świeże ciuchy i udałem się szybko do kuchni. Zawołałam Flaya i dałem mu coś do jedzenia, a dla siebie nie mogłem nic znaleźć w lodówce. Koniecznie miałem ochotę na coś mięsnego a ja tradycyjne co czwartek nie kupowałem mięsa na piątek. Postanowiłem więc wyskoczyć do pobliskiego mięsnego. Za mną pobiegł oczywiście Flay. A jako, że był to w postaci konspiracyjnej dobermanem musiałem się specjalnie wracać po smycz, obrożę i kaganiec, bowiem, straż miejska w owym czasie była wyjątkowo uczulona na rasowe, obronne psy, które spuszczone ze smyczy stawały się potencjalnym zagrożeniem dla przechodniów i ich pupilów. Zmuszony byłem trzymać go na uwięzi, bo znając tego demona zrobił by pewnie krzywdę funkcjonariuszom, którzy próbowaliby go pochwycić.
Wyszedłem na ulicę. Rozglądałem się nerwowo po okolicy. A ponieważ poprzedniej nocy padało na chodnikach było mnóstwo kałuż, dających niepotrzebne odbicia w tafli. Lękałem się na nie spojrzeć, wciąż przed oczyma miałem te przerażające twarze. Zastanawiałem się, co to miało znaczyć i czemu mi się to przydarza. Nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem do sklepu mięsnego. Już chwytałem za klamkę kiedy spojrzałem przed siebie. Zauważyłem przed sobą szklaną szybę w drzwiach i momentalnie przeszły mi ciarki po plecach. Zamknąłem oczy i pchnąwszy drzwi wszedłem do środka.
Zakupy minęły dla mnie tak długo jak najdłuższy i najsmutniejszy pogrzeb, a do tego wszystko co dawało odbicie mnie przerażało. Wracałem szybkim krokiem twardo patrząc przed siebie. Wtedy przyszło mi do głowy, że może odwiedzić mnie Filia.
Otworzyłem drzwi do domu i szybko się do niego wślizgnąłem niczym wąż do jamy...
Zamknąłem drzwi za sobą i jeszcze odruchowo spojrzałem przez "judasza" by sprawdzić czy czasem Filia się nie zbliżała. Udałem się do kuchni by wypakować zakupy i przygotować śniadanie. Wtedy na swoim krześle, które stało przy kuchennej ławie, zobaczyłem Filię. Demonica spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przebiegle, a jej oczy były tak przenikliwe, że czułem jak tną mi duszę niczym sekator młode gałązki krzewów.
-Witaj Marionie! - przywitała się podając mi dłoń w powitalnym geście. Jednak jej nie złapałem a jedynie pomachałem na przywitanie.
-Witaj - podszedłem do lodówki i tam złożyłem zakupy. - Co cię tu sprowadza o tej porze?
-Zapomniałeś Marionie?
-O czym?
-O tym, że przyszłam po ciebie - mruknęła. - Idziemy do piekła!
Flay słysząc słowa dziewczyny zamerdał ogonem i zaszczekał tak jakby rozumiał o czym ona mówi. Spojrzałem na niego wzrokiem bez wyrazu. Schyliłem się by go pogłaskać, po raz pierwszy z własnej woli dotknąłem gołą dłonią jego kościanego łba.
-Jakże mógłbym o tym zapomnieć? Spać przez to nie mogłem...
-Boisz się Marionie? Ty? Ktoś taki jak ty? - zaśmiała się.
-A czemu nie ktoś taki jak ja?
-Nie, nic... ale czemu się tego boisz?
-Może nie tego, ale mój strach spotęgowały jakieś złe duchy, które mnie nawiedzały nocą.
-Mówisz o tym? - Chwilę coś tam pomruczała, pomilczała potem jednak na mnie spojrzała i widząc mój pytający wzrok odpowiedziała - To normalne mój drogi, takie "czarne owce" jak ty bywają poddawane licznym próbom. Zawsze Boskie moce próbują wtedy działać i próbować zwodzić, ale wiesz, że prawdziwa siła ją masz zamiar czerpać pochodzi od szatana. Nie kupuj gadki, że tak naprawdę silnym jest ten, który nosi swój krzyż słabości i grzechów, na ramionach. To tylko wykańcza człowieka.
-Heh, pewnie masz rację, to co mówisz wydaje się być prostą drogą...
-No pewnie! Do wszystkiego! - Filia kręciła oczyma. Potem jednak wstała z krzesła mówiąc - Chodźmy!
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Wyciągnęła mnie z domu na dwór, a za nami pobiegł Flay. Prowadziła mnie tak aż do starego cmentarza znajdującego się za miastem w równie starym lesie. A zatrzymała się dopiero w opuszczonej kapliczce. Z torby, którą zawsze nosiła przy sobie wyciągnęła coś w rodzaju małej laski.
-Po co tu przyszliśmy?
-Odkąd przeniesiono cmentarz ta kaplica stała się miejscem czarnych mszy - odpowiedziała wskazując palcem na wielki odwrócony krucyfiks, który wisiał tuż przed nami. - Tu też znajduje się przejście między światami.
Filia wykonała dziwny gest nad laską, który spowodował wydłużenie jej. Ja w tym czasie obszedłem całą kaplicę i dotykałem co dziwniejsze rzeczy. Na ołtarzyku kaplicy znajdował się zakrwawiony nóż, stał tam też przymocowany, stary świecznik ze świeczkami prawie wypalonymi. Nad naszymi głowami znajdowało się malowane sklepienie. Liczne freski przedstawiały zapewne w przeszłości świętych i Boga, teraz były umazane krwią i jakimiś farbami zmieniając cały wizerunek dzieł.
-Chodź, bo czasu nie mamy! - szepnęła łagodnym tonem jednakże tak stanowczym, że trudno było się jej sprzeciwić. Odwróciłem się do niej i zauważyłem coś jakby mały portal u jej stóp. Podążyłem w jej kierunku a ona nakazała mi ręką zejście na dół. Wskoczyłem więc w portal pierwszy. A chwile po mnie skoczyła Filia, na końcu przybył za nami Flay.
-Witaj w naszym domu! To jest czyściec, a dalej idąc znajdziemy się w piekle - powiedziała wskazując mi dłonią cały jego obszar. Owe piekło wydawało się być wyjałowionym polem pełnym wyschniętych, albo wypalonych traw i drzew, strasznie powyginanych. wszędzie było ciemno od pokrywających całą dolinę ciemnych chmur, a raczej kłębów siarki i dymu. Ziemia owa była bardzo zmienna, raz upał a za chwilę mróz. Kiedy się stąpało po glebie sypała się pod stopami.
Filia zarządziła marsz w niewiadomym mi kierunku. Mimo braku jakichkolwiek wskazówek nawigacyjnych szła tak jakby była nieomylna. Szedłem za nią by się nie zgubić a obok mnie kroczył pewnie Flay. Idąc po czyśćcu nabierałem coraz to większej fascynacji owym miejscem. Intrygowały mnie zjawy, które co rusz wyglądały zza martwych konarów drzew. Wśród nich były zwierzęta jak i ludzie. Kobiety, dzieci i mężczyźni. Starsi ludzie i ci całkiem młodzi, którzy zginęli może w jakimś nieszczęśliwym wypadku albo zostali zamordowani, ludzie, którzy czekają na łaskę i pomoc, na zbawienie, które może nigdy nie nadejść, ale nadzieja została im dana.
W którymś momencie ujrzałem dwa demony, podobne do koni. Zupełnie tak jak Flay wyglądały na takie co to doznały wielu cierpień, którym obdarto żywcem skóry, wychudzone i płochliwe. Bardzo narowiste. Jeden galopował bez celu co chwila prychając, drugi zaś stał w uschniętym gąszczu traw i co chwila rżał jak koń w agonii. Aż ciarki mnie po plecach przechodziły.
-To zmory Marionie - Filia odwróciła się do mnie tak jakby wyczuła moje zainteresowanie tymi zwierzętami. -Są to demony, albo duchy, które wywołują koszmary, bardzo agresywne stworzenia.
Ja jednak nie odwracałem od nich wzroku. Chwilę potem ujrzałem przypuszczalny powód szaleństwa jednego z nich. W krzakach siedział mniej paskudny demon, posiadający koci tułów, ale o wiele masywniejszy niż posiadał lew czy tygrys, a paszcza jego składająca się jedynie z czaszki wyposażona była w długie kły przypominające noże.
-A ten to co to? - wskazałem na niego.
-To smilodon, wymarły u was tygrys szablo-zębny. - Odparła po czym nagle zagwizdała a na ten dźwięk obydwie zmory pokłusowały w naszą stronę. - Wsiadaj na jedną z nich, galopem będzie szybciej. Umiesz jeździć konno, prawda Marionie?
-No cóż nie bardzo, kiedyś tam pojeździłem, ale nie żebym umiał.
-To czas się nauczyć chłopcze - to powiedziawszy wskoczyła na grzbiet temu fantastycznemu stworzeniu, ja zanim to zrobiłem nieco się wahałem, a wahania owe wywołane były naturalnym poczuciem estetyki i siedzenie na koniu, któremu wystawały kręgi kręgosłupa bynajmniej mnie nie satysfakcjonowało, kiedy już go dosiadłem oczywiście. Flay natomiast popatrzył na mnie i zaszczekał na mnie jakby z małymi wyrzutami sumienia.
-A Flay? - spytałem spoglądając w oczy zwierzęciu.
-Dogoni nas. Mieszkał tu no się nie zgubi, każ mu biec za nami. - odparła. Zrobiłem więc jak nakazała. Chwilę potem wyruszyliśmy w stronę miejsca skąd leciały kłęby dymu i siarki...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aiko, the Mad Hatter dnia Wto 11:37, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Nie 13:35, 03 Cze 2007    Temat postu:

Tak właściwie ta opowieść to mieszanka Horroru i heretyckich wątków, ale wylądowała tutaj ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giname
Mistrz mroku - Władca forum



Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Pon 22:50, 04 Cze 2007    Temat postu:

Podoba mi się. Moje zdanie już znasz. Świetny pomysł, wykonanie niezłe. Znalazłam mnóstwo błędów. Trochę wypisałam, resztę skończę jutro bo kończy się mój czas. :mrgreen:

Yukiro napisał:
Niby ogromny pies z dodatkowymi łapami przednimi.

Lepiej brzmialoby: Niby ogromny pies z dodatkowymi przednimi łapami.
Yukiro napisał:
niesamowite uzębienie jakiego pozazdrościć by mu mógł największy i najsilniejszy drapieżnik.

pozazdrościć mógłby mu. Przed jakiego powinien być chyba przecinek.
Yukiro napisał:
A ostrze musiały być jak żyletki.

Ostre - literówka
Yukiro napisał:
Trzymał w łapie ją.

Trzymał ją w łapie.
Albo przecinek przed ją. i jak on mógł trzymać ją w łapie?
Yukiro napisał:
Dobrze, ale jeżeli chcesz aby była bezpieczna musisz wejść ze mną w układ.

Przed "aby" przecinek.
Yukiro napisał:
Daję ci niepowtarzalną szansę na ucieknięcie od tego co się dręczy.

Daję ci niepowtarzalną szansę na ucieczkę od tego, co cię dręczy.
Yukiro napisał:
Wtedy sen się skończył obudziłem się w swoim łóżku. Zalany łzami. Pomyślałem sobie wtedy. To był tylko sen.

Nie za bardzo rozumiem o co tu chodzi.
Obudził się zalany łzami, czy zalany łzami sobie pomyśłał. To był tylko sen, albo cudzysłów, albo kursywa.
Yukiro napisał:
na prawej piersi, na sercu masz pieczęć diabła, znak „Czarnej owcy”.

wcześniej była na lewej.
Yukiro napisał:
Wszyscy już wiedzą w świecie Oni.

Nie rozumiem, ale coś jest nie tak.
Yukiro napisał:
Rób to a będzie dobrze, jeżeli się sprzeciwisz wiedz, że jeśli chodzi o Marię to następnym razem jej kłopoty nie będą iluzją Ulfiusa a jedynie zobaczysz jak Ulfius trzyma ją w swojej łapie, tym razem naprawdę!

Przed a przecinek.
Yukiro napisał:
Twoich grzechów z dzieciństwa mógłby pozazdrościć nie jeden demon, z resztą powiem ci szczerze, że daleko od niej nie uciekniesz bo prawdopodobnie też będziesz mordercą.

niejeden i od nich - od grzechów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Wto 17:11, 05 Cze 2007    Temat postu:

Wiesz błędy głównie wynikają z braku czasu na sprawdzenie tekstu jak i nieuwagi, co innego styl zdań, który wynika z archaichnego stylu pisania, który niestety mi sie wyrobił. ^^ powinnas to zauważyć

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giname
Mistrz mroku - Władca forum



Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 17:13, 05 Cze 2007    Temat postu:

Tak, ale czasami nie pasuje on do przemyśleń i psuje szyk zdania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aiko, the Mad Hatter
W cieniu



Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Kage-Gakure

PostWysłany: Wto 21:42, 05 Cze 2007    Temat postu:

Nie wiem, jak dla mnie jest wszystko ok (a przynajmniej w tej kwestii), oprócz tych literówek na przykład

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giname
Mistrz mroku - Władca forum



Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 21:47, 05 Cze 2007    Temat postu:

jak wolisz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu    Forum opowiadania Strona Główna -> Teksty niezakończone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Bright free theme by spleen stylerbb.net & programosy.pl
Regulamin